Z zaciekawieniem przeczytałem artykuł „Jak to jest z równością płci w polskiej szkole?” i  muszę przyznać, że z tezami w nim zawartymi się zgadzam. Natomiast z uwagi na moją dwudziestoletnią pracę jako nauczyciela w szkole i trenera w klubie sportowym chciałbym zwrócić na jeszcze na jeden aspekt, który właściwie jest zawsze pomijany przy dyskusji o równości płci.

Ale do rzeczy, w artykule podnosi się równy dostęp do infrastruktury szkolnej w tym sportowej, która jest zawłaszczana przez chłopców oraz do zachęcania dziewcząt do uczestniczenie w stereotypowo męskich aktywnościach czyli sporcie. Jestem jak najbardziej „ZA”. Niestety to nie zawsze wina samej szkoły, że tak się nie dzieje. Postaram się wyjaśnić dlaczego tak uważam, a na co właściwie nikt w Polsce nie zwraca uwagi.

Większość aktywności sportowej związana jest z działalnością klubów sportowych  lub działających przy szkołach uczniowskich klubów sportowych. Organizacje te jako stowarzyszenia utrzymują się ze składek członkowskich, ale ich normalna działalność musi być wsparta przez samorządy, najczęściej gminne. Odbywa się to na zasadzie otwartych konkursów ofert na rozwijanie zadań publicznych w zakresie kultury fizycznej dla organizacji NGO (w tym klubów) lub konkursy ofert na działalność sportową, które w gminach są fakultatywne. W założeniu nie mam tam żadnej formy dyskryminacji płci, ale czy tak jest na pewno? 

Podam przykłady z dwóch gmin leżących nieopodal Warszawy. Pierwsza z nich, powiedzmy miasto G., ogłasza konkursy ofert na szereg działań polegających na rozwoju kultury fizycznej. Zaczynając od piłki nożnej, przez siatkówkę, pływanie, sztuki walki kończąc na szachach i szkółce wędkarskiej. Niby nadal nie ma dyskryminacji. Ale spójrzmy na pierwszą dyscyplinę – piłkę nożną. Do rozdysponowania jest blisko 1,7 mln złotych. W mieście jest jeden duży klub piłkarski, który prowadzi tylko grupy chłopców.  Przyjmuje czasem dziewczynki do młodszych roczników, ale już nastolatek tam nie ma. Trudno się dziwić, nie kobiecej drużyny, a nastolatka nie będzie przebierała w tej samej szatni co chłopcy. Czyli kłopot dla klubu z głowy. Pod miastem jest też wiejski klub piłkarski, w którym sytuacja jest identyczna. Może dlatego w mieście powstał kilka lat temu klub piłkarski dla dziewcząt. Można powiedzieć sprawa rozwiązana. Ale tylko pozornie, bo na kluby gdzie są chłopcy miasto kierunkowo przeznacza ponad 1,6mln zł, a na klub dla dziewcząt przeznacza tylko 55 tys. Czy to oznacza równą dostępność do sportu dla dziewcząt?

Niedaleko miasta opisanego wcześniej jest mniejsze miasteczko. Są w nim 3 kluby. Jeden piłkarski, także tylko z grupami chłopców oraz dwa inne z koedukacyjne. Klub piłkarski otrzymuje łącznie ponad 400tys. zł a pozostałe dwa kluby około 150 tys. zł. Oczywiście można spytać czy liczba członków, w tych organizacjach jest taka sam?  Odpowiedź brzmi tak.

Jeśli przyjrzeć się innym gminom w Polsce to jestem przekonany, że okaże się że wszędzie jest podobnie. Władze, w tym te samorządowe nie dbają o równouprawnienie, o równy dostęp, o równe traktowanie, o równe finansowanie sportu dziewcząt. To też jest jeden z powodów dla których, oferta sportowa dla dziewcząt jest mniejsza. A jeśli oferta jest mniejsza to i dostępność jest mniejsza. Szkoda, że w dyskusji o równości szans nigdy o tym się nie mówi. W Stanach Zjednoczonych coś takiego było by nie do zaakceptowania. W drużynach uniwersyteckich liczba stypendiów sportowych dla mężczyzn i kobiet musi być identyczna. Liczba sporów w liceach amerykańskich dla dziewcząt i chłopców musi być taka sama.  To się nazywa równouprawnienie.

Może te rozważania, spostrzeżenia przydadzą się kiedyś, aby sport był równo dostępny.

Z poważaniem,

Olaf Rodowald